501 785 557 abc.stomii@wp.pl

Ze stomikami pracuję już dość długo.Poznaję przy tej okazji różnych ludzi. Jedni stykają się ze mną na bardzo krótko i nigdy więcej się nie widzimy, z różnych względów – np. przyjeżdżają do Łodzi tylko na operację i dalej żyją w swoim odległym od centralnej Polski miejscu. Z innymi spotykam się częściej lub rzadziej, bo tak się układa ich życie zdrowotne.

A stomię można mieć na czas określony, lub na stałe. Ważne w tym wszystkim jest to, by człowiek z nowo zoperowaną stomią otrzymał tyle wsparcia ile potrzebował, by miał czas i warunki nauczyć się ją zaopatrywać itd. A wtedy będzie mógł powiedzieć, że da się z nią żyć normalnie, albo choć w miarę normalnie. Oczywiście żyć normalnie będzie dla każdego oznaczało co innego. I dlatego warto dążyć do tego życia normalnego = pełną piersią = na 100%= życia z całych sił – jak napisano na zdjęciu poniżej.

Moi pacjenci są w różnym wieku, na różnych etapach swojego życia, w różnych sytuacjach życiowych, społecznych itd. Każdemu powtarzam, że (sobie też, kiedy dopadają mnie złe rzeczy, gorsze chwile…) życie jest nam dane jedno i powinniśmy nauczyć się czerpać z niego garściami, a nie sprowadzać go do krzątania się wokół worka stomijnego. Choć często wyłonienie stomii jest przedłużeniem owego życia. Czyli stomia w dużym uogólnieniu może być tym pierwszym promieniem rozjaśniającym przyszłe dni.

W trakcie pracy z pacjentami, chyba praktycznie każdego pytam o to co robi w życiu, jakie ma pasje, co chciałby jeszcze osiągnąć, przeżyć, o czym marzy? To może naprowadzać moich stomików na dobre tory myślowe, na to że może jeszcze to nie koniec świata, że może będę mogła/mógł… I to jest dobry początek dobrej rekonwalescencji, dobry początek dalszego dobrego życia.

Stąd też wziął się mój pomysł na pisanie na bazie Waszych – stomicy moi – doświadczeń, przygód, hobby, na podstawie Waszego życia, wątku z cyklu „Moja stomia w życiu i na wakacjach.” I oto mamy pierwszy wpis.

Bohaterem tego wpisu jest młody, żywiołowy, pogodny, optymistyczny pan Andrzej, który mając stomię nie pożegnał swoich pasji. Ponieważ facet kocha podróże, poznawanie świata, wspinanie się po górach, ma benzynę we krwi, która buzuje wraz z rozpoczęciem każdego sezonu motocyklowego. A jak we krwi jest benzyna, to stomia – hmmm.., jest jak „wybebeszony wydech” (ci co jeżdżą na moto, to wiedzą o czym mówię 😉 ), w niczym nie przeszkadza. Poniżej, trochę zdjęć na poparcie tego, że stomia, mimo iż potrafi czasem dać się we znaki, nie wyrzuca nikogo poza nawias życia, czy społeczeństwa.

 

 

 

 

 

 

 

 

 

Pan Andrzej jest w szczęśliwym związku, ma wsparcie kobiety, którą kocha ze wzajemnością, jak widać. I dobrze. Bo szczególnie w trudnych chwilach potrzebujemy obecności, pomocy czasem, bliskiej osoby. A kiedy taką mamy, to wszystko zdaje się być łatwiejsze, okres rekonwalescencji przebiega szybciej, pomyślniej i więcej nam się w ogóle chce w życiu. Razem można dosłownie i nie tylko – góry przenosić, można uczestniczyć w akcjach dobroczynnych, można upadać i podnosić się, można tzw. w s z y s t k o 😀

I tak, sami widzicie, że mając stomię można chodzić po górach, można jeździć na motocyklu, z przodu czy z tyłu (podobno jak się siedzi z przodu, czyli kieruje, motocykl szybciej jedzie ;-D )

Szacun za „wpakowanie” sprzętu stomijnego w dopasowane spodnie motocyklowe. Nie wszyscy wiedzą, że taki kombinezon jest dość dopasowany, dla zminimalizowania oporu powietrza oprócz bezpieczeństwa.

Panie Andrzeju, życzę zdrowia i szczęścia, a wtedy będzie siła na podróże, na realizację marzeń i dbania o miłość. A wszystkim życzę, by za przykładem bohatera mojego pierwszego wpisu o tym jak można żyć ze stomią, umieli czerpać z życia całymi garściami.

 

Ta strona używa plików cookie w celu usprawnienia i ułatwienia dostępu do serwisu oraz prowadzenia danych statystycznych. Dalsze korzystanie z tej witryny oznacza akceptację tego stanu rzeczy.
Polityka Prywatności
Jak wyłączyć pliki cookies?
ROZUMIEM